Jeszcze tylko przykręciłem kilka drobiazgów, jak na przykład korki spustowe cieczy chłodzącej w bloku.



Potem ustawiłem całą pajęczynę połączonych elementów. Mały akumulator już jest na śmietnik, ale duży miał inne klemy i połączyłem dwa na potrzeby odpalania. Do tego urządzenie rozruchowe/prostownik w jednym. Jak alternator nie jest podłączony, to warto doładowywać akumulatory po odpaleniu.
Instalacja jest dość prosta, ale jakoś nie miałem natchnienia do kabelków i poskładaliśmy to razem z Konarem. W sumie mało do podłączenia - 9 kabelków, cewka, moduł zapłonowy i aparat zapłonowy.



Potem trochę benzyny w gardziele gaźnika, kanister pod pompę paliwa, jeszcze raz sprawdzenie, czy aparat zapłonowy jest dobrze ustawiony i kręcimy. Na początku kichał i prychał, ale dość szybko załapał i zaczął równo chodzić! Po chwili wyłączyłem zapłon, bo dźwigienki zaworowe się już nasmarowały.



Założyłem pokrywy zaworów i można było się podelektować brzmieniem V6 :)



I jeszcze jeden filmik z aparatu szczęśliwego właściciela :)