Przyjechało do mnie coś takiego (za nowoczesnego jak dla mnie). Auto, które pojechało do Bamako i wróciło, przy okazji jakiegoś rajdu.



Tak, gdzieś tam pod spodem jest silnik. Nie cierpię aut zbyt nowoczesnych, z elektronicznym wtryskiem paliwa. To nie moja bajka. Jednak właściciel ma fajne podejście, chce mieć fajnie zrobiony silnik, więc działamy. Podstawowym problemem tego samochodu jest wskaźnik ciśnienia oleju - pokazuje coraz mniej :)



Maska odkręcona. Od czego by tu zacząć...



Łatwo nie jest. Dostępu praktycznie nie ma w ogóle do niczego. Zardzewiałe śruby od rur wydechowych musiałem wyfrezować szlifierką trzpieniową, bo nijak inaczej nie dało się tam podejść. Marek, właściciel, namawiał mnie na uniesienie karoserii z ramy, ale jakoś nie miałem ochoty na takie manewry.



Główna część wtrysku paliwa - po lewej przepustnica, rurki idą (przy miejscu na wtyczkę z dużą ilością kabli) do rozdzielacza/wtryskiwacza paliwa.



Silnik już wisi odkręcony od skrzyni, ale jeszcze trzeba odkręcić ze cztery oczka z kabelkami masowymi instalacji. Ktoś projektując instalację miał natchnienie.



Można rwać silnik do góry. Normalnie ten moment osiągam po 3 godzinach pracy, tu zajęło to 2 dni robocze. Nigdy więcej chevroleta (i czegokolwiek innego) z lat '90 i z elektronicznym wtryskiem paliwa! :)



Nawet wyjąć trudno, bo miejsca po bokach na manewrowanie jest tak z 5mm z każdej strony.