Na tym skończyliśmy ostatnio. Z silnika został sam blok z zawartością. To też jest dość ciężkie, a mam w planach to głęboko zachomikować, więc rozłożę to bardziej, żeby lżejsze części były do dźwigania.



Przy okazji robię sobie zdjęcia gdzie jakie śruby są, żeby kiedyś się nad tym nie zastanawiać.



Tu widać jak ciekł olej z łączenia głowicy z pokrywą rozrządu. Dalej do tyłu silnika widać rurkę spływu oleju z głowicy. Normalnie z V6 spływ oleju z łowic jest do środka, kapiąc na krzywki wałka rozrządu. Tu środek jest na zewnątrz silnika, a spływy z głowic są właśnie tymi rurkami, bezpośrednio do miski olejowej.



To jest właśnie górna część rurki, wchodząca w otwór w głowicy.



A tu jej dolna część, wchodząca do miski olejowej.



Wszystko od razu rozkładam i segreguję.



Tył silnika. W tym miejscu w reszcie V-ek jest aparat zapłonowy. Tu go nie ma, ale jakoś trzeba było rozwiązać sprawę napędu pomy oleju. Gdyby nie ona, to pewnie ten otwór nie byłby nawet wyfrezowany. Widać też ścianę, na której opiera się kolektor dolotowy wersji 12 zaworowych.



A tak wygląda napęd pompy oleju. Dół jak w aparacie zapłonowym, ale kończy się to wszystko tuż nad blokiem. Sprytnie. Łożysko do wywalenia.



Odkręciłem dwieście śrub mocujących miskę olejową i ją zdjąłem. Miska jest fajna, aluminiowa, sztywna, więc nie ma problemu z nierówną płaszczyzną pod uszczelkę - czyli zazwyczaj nie cieknie. Jest też o tyle fajna, że ma żebra kierunkujące spływ oleju. Minus jest taki, że strasznie zapyziały w środku jest ten silnik.



Dostałem się wreszcie do wału korbowego. Osłonięty jest jeszcze blachą oddzielającą go od oleju w misce. Bardzo fajna rzecz.



Odkręciłem blachę i pompę oleju. Pompa oleju jest inna niż w zwykłym 2.9, ma nieco większą wydajność.



Został mi sam układ korbowo tłokowy.



Panewki korbowe są całkiem niezłe, chociaż mają ślady zużycia. Jeszcze jedna ciekawostka - i tłoki i korbowody są inne niż w zwykłej wersji.



Wał jest w stanie idealnym. Ciekawe, co będzie dalej.



Czopy pod korbowody są piękne.



Panewki główne są jak wczoraj założone. Wyglądają jak nowe.



Naprawdę jak nowe.



Potem wyciągnąłem wał korbowy. Cylindry i tłoki też są w świetnym stanie.



Górne części panewek nie wyglądają, jakby kiedykolwiek były używane. A nkt przede mną w tym silniku nie był, wszystkie części mają jeszcze Fordowskie numery części.



Odkręciłem kółko zębate wałka "rozrządu".



I płytkę go mocującą.



Wałek ten (piąty w sumie w tym silniku, na bogato) nie ma żadnych krzywek, tylko zębatkę napędu pompy oleju na końcu. Przez to, że nie pracują na nim żadne popychacze, nie przenosi on żadnych obciążeń. Dzięki temu jego panewki nie są w ogóle zużyte.



Ogarnę jeszcze parę rzeczy. W misce oleju jest blacha grodziowa.



Odkręciłem ją do czyszczenia. Na tym etapie podjąłem decyzję, że skoro ten silnik jest w tak dobrym stanie, to przed schowaniem tego wszystkiego do magazynu umyję wszystkie części, żeby były gotowe do ewentualnego użycia.



Tu będę miał sporo mycia niestety.



Segreguję od razu i resztę części. Muszę powykręcać wszystkie śrubki. Plan jest taki, żeby to, co stalowe, mieć ocynkowane.



Łącznik układu chłodzenia spomiędzy głowic też rozkręcę i oczyszczę.



Jak widać, składa się z kilku części.



Nawet mocowanie cewki zapłonowej do głowicy jest skomplikowane.



I składa się z kilku części i śrubek.



Przygotuję też do mycia pokrywę rozrządu.



I pompę wody. Te od coswortha są już praktycznie nie do dostania, więc warto ją zachować.



Robię sobie od razu zdjęcia śrubek, żeby później się nie zastanawiać gdzie która ma być wkręcona.



A tu jest część, która przenosi filtr oleju (z wymiennikiem ciepła) z miejsca na bloku dużo niżej - przy dnie miski olejowej. W oryginalnym miejscu nie bardzo się mieści, bo tam jest w Scorpio katalizator.



Też wszystko rozkładam do umycia.